Szybkim ruchem odwróciłam się i wyszłam z sali.
Byłam na tyle zestresowana ostatnimi
wydarzeniami, że weszłam do łazienki
z torebki wyciągnęłam żyletkę i "ulżyłam sobie".
Krew ściekła po moim nadgarstku i nie wiedziałam jak
się czuć z jednej strony czułam się dobrze,
ale z drugiej brzydziłam się... Brzydziłam się krwią.
W pewnym momencie przechodzący obok
Justin zauważył mnie i popatrzył zaniepokojony.
-Cholera zapomniałam domknąć drzwi.
Powiedziałam cichutko, zdenerwowana.
-Lucy co ty wyprawiasz idiotko! Krzyczał na mnie i chwycił moją rękę
i wyciągnął chusteczki z kieszeni.
-Nie musisz mi pomagać to
moja sprawa co robię ze swoim życie,
które ostatnio jest do dupy... Powiedziałam.
-Pewnie masz ochotę się zabić w szkole w tym wieku ? Poparzył na mnie obrażony.
-Jezuu, nie zabiłabym się. Odpowiedziałam.
-Nie pozwolę ci tu zostać chodź odwiozę
cię do domu, ej tylko nie odmawiaj wiem, że jakoś specjalnie za mną nie przepadasz, ale nie
masz wyboru. Powiedział stanowczo wyprowadzając mnie ze szkoły.
Usiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.
Przez całą drogę siedziałam cicho, myśląc co jeszcze dziwnego może się wydarzyć,
byłam przygnębiona i wystraszona.
Weszłam do domu i poszłam się ogarnąć do łazienki.
Później poszłam do łózka nie mogłam zasnąć.
W pewnej chwili pomyślałam proszki
przecież Ari używała ich kiedyś żeby zasnąć.
Nie myśląc o konsekwencjach i nie wiedząc na co są
leki wzięłam jedną tabletkę, jednak potem zaczęłam brać następną i następną, moje oczy się zamknęły i zapadłam w głęboki sen.
Nie obudziłam się rano. Ari wbiegła spanikowana i zaczęła dzwonić po karetkę.
Była zapłakana a ja leżałam jak zabita.
Minęło dwanaście godzin zanim się obudziłam. Obudziłam się w szpitalu.
"Gdzie ja jestem?" Pomyślałam.
Na salę weszła pielęgniarka.
-O słoneczko udało się wybudziłaś się. Rzekła
-Nic nie pamiętam. Powiedziałam zapłakana.
-Kochanie to minie, zażyłaś tabletki za mocne dla ciebie nie byłaś przyzwyczajona kochana masz dopiero szesnaście lat musisz uważać.
-Tak wiem. Odpowiedziałam cichutko
-Odpoczywaj jesze już późno prześpij się zobaczysz jutro będzie lepiej. Powiedziała pani doktor i uśmiechnęła się do mnie po czym wyszła.
Przez okno zaczęły przenikać promienie słońca. Podniosłam się z łóżka i wyszłam do toalety.
Czułam się już lepiej wydawało mi się, że nie będzie tak źle a może nawet lepiej ? Cholera myliłam się.
-Hej kochana. Zaczepiła mnie przygnębiona Ari.
-Co się dzieje dlaczego jesteś smutna ? Zapytałam się jej i ją przytuliłam.
-Wejdźmy lepiej do sali kolejna zła wiadomość jest mi ciężko o tym mówić. Odpowiedziała.
-No więc co masz mi znowu do powiedzenia ? Zapytałam.
-Ciężko, życie jest ciężkie tracimy kogoś. Rodzice umierają po to aby ich dzieci zajęły ich miejsce sprawia to że większość z nas nastolatków staje się osamotnione i zaniedbane, ale każdy ma wyznaczony czas każdy z nas umrze tak jest od wieków i tak już zostaje. Powiedziała i łezka spłynęła z jej oczu.
-Co chcesz mi przez to powiedzieć ? Nie rozumiem? Zapytałam znowu wystraszona.
-Twoja mata umarła... Powiedziała.
Spanikowałam i zaczęłam płakać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reaktywacja bloga hehe. Przepraszam, że nie pisałam, ale nie miałam ani czasu ani weny na bloga ale powracam <3 Zapraszam do komentowania i obserwowania! :) Tu możecie zadać pytania : Ask.fm
coo? cooo? coooooooooo?! Co ona zrobiła! zabić to mało!
OdpowiedzUsuńpisz szybko następny :)
No właśnie. Pisz następny! :D
OdpowiedzUsuńCudo. tylko sprawdzaj rozdział, bo się wkradło troszkę literówek.